MALARSTWO
PRAWDY
Odkryty przez gdańskiego artystę-malarza Wojciecha Irydosa Mazura,
samorodny, olbrzymi... geniusz malarski.
___________________
Krzysztof
Gieniusz urodził się 9.06.1963 r. w Sokółce w rodzinie
wielodzietnej. Dzieciństwo spędził na wsi. Z powodu zaburzenia
mowy nie uczęszczał do szkoły. Od 1997 r. jest uczestnikiem
WTZ dla osób z upośledzeniem umysłowym. Tu rozpoczęła się jego
praca plastyka-amatora. W ciągu czterech lat namalował około
300 obrazów głównie farbami plakatowymi w formacie A1. Po raz
pierwszy zauważony na XIII Wojewódzkim Przeglądzie Twórczości
Amatorskiej białostockiego WOAK-u w 1998 r.
W 1999 r. jego prace eksponowane były w sokólskim Kredyt Banku, podczas Uroczyska w Supraślu, na ogólnopolskiej imprezie integracyjnej "Bądźmy Razem" w Kołobrzegu i w białostockim muzeum im. Alfonsa Karnego.
Od roku 1999 uczestniczy w Podlaskich Plenerach dla Twórców Niepełnosprawnych, organizowanych w Białowieży przez Stowarzyszenie na rzecz Twórców Niepełnosprawnych "Nike". Niewątpliwym sukcesem była indywidualna wystawa malarstwa Krzysztofa Gieniusza otwarta staraniem Stowarzyszenia w białostockiej kawiarni „Fama” w listopadzie 1999 r. W tym samym roku ukazują się też pierwsze reprodukcje prac malarza z Sokółki opublikowane w takich wydawnictwach NIKE jak kalendarz i informator „Sztuka bez granic”. Jego prace sprzedają się dobrze na aukcjach organizowanych przez Stowarzyszenie.
W roku 2000 powstaje telewizyjny dokument o twórczości Gieniusza, emitowany na antenie ogólnopolskiej, a rok później działająca w Gdańsku Galeria Sztuki „Promyk” z powodzeniem wystawia jego obrazy.
W 1999 r. jego prace eksponowane były w sokólskim Kredyt Banku, podczas Uroczyska w Supraślu, na ogólnopolskiej imprezie integracyjnej "Bądźmy Razem" w Kołobrzegu i w białostockim muzeum im. Alfonsa Karnego.
Od roku 1999 uczestniczy w Podlaskich Plenerach dla Twórców Niepełnosprawnych, organizowanych w Białowieży przez Stowarzyszenie na rzecz Twórców Niepełnosprawnych "Nike". Niewątpliwym sukcesem była indywidualna wystawa malarstwa Krzysztofa Gieniusza otwarta staraniem Stowarzyszenia w białostockiej kawiarni „Fama” w listopadzie 1999 r. W tym samym roku ukazują się też pierwsze reprodukcje prac malarza z Sokółki opublikowane w takich wydawnictwach NIKE jak kalendarz i informator „Sztuka bez granic”. Jego prace sprzedają się dobrze na aukcjach organizowanych przez Stowarzyszenie.
W roku 2000 powstaje telewizyjny dokument o twórczości Gieniusza, emitowany na antenie ogólnopolskiej, a rok później działająca w Gdańsku Galeria Sztuki „Promyk” z powodzeniem wystawia jego obrazy.
_________________
Twórczość
Krzysztofa Gieniusza
Świat
według Gieniusza
W
literaturze fachowej, poświęconej roli malarstwa w procesie
leczenia chorych psychicznie, znerwicowanych i tak czy inaczej
niepełnosprawnych stale spotyka się twierdzenie, że uprawianie
sztuki ma funkcję terapeutyczną. Przekonanie o zbawiennym działaniu
procesu twórczego bierze się głównie z pism Zygmunta Freuda,
który był przekonany, że uprawianie każdej sztuki jest terapią.
U podstaw takiego przekonania leży mniemanie, że sztuka to przede
wszystkim wyrażanie w sposób pośredni swoich nie uświadomionych
kompleksów i stłumionych pragnień głównie seksualnych i
agresywnych. Terapia sztuką polegałaby więc najogólniej mówiąc
na tym, że twórca dając upust tłumionym skłonnościom i lękom,
osiąga samooczyszczenie czyli stan katharsis.
Przeciwnicy
teorii o autoterapeutycznym działaniu sztuki - głównie z kręgów
filozofii egzystencjalnej - nie bez ironii ale i nie bez racji
ripostują: gdyby uprawianie malarstwa miało aż taką moc
terapeutyczną, to wypadałoby wszystkich malarzy uznać za jednostki
wyjątkowo zdrowe psychicznie, a z tym byłby już niejaki kłopot.
Mówiąc
najzupełniej poważnie proces twórczy zdaje się być procesem zbyt
skomplikowanym, żeby można go było uznać za formę terapii bez
żadnego cudzysłowu. Proces ten rozgrywa się w „wewnętrznym
teatrze artysty” w sposób niepowtarzalny i za każdym razem
przebiega inaczej - uczestniczą w nim na równych prawach instynkt i
intelekt, chwilowe emocje i głębokie przemyślenia, gorące
uniesienia i chłodna kalkulacja. Z psychologicznego punktu widzenia
akt kreacji jest w każdym indywidualnym przypadku czymś innym i dla
każdego najprawdopodobniej znaczy coś innego. Jakże zatem
upatrywać w nim jednej dla wszystkich recepty na poprawienie stanu
na przykład schizofrenika czy człowieka dotkniętego nerwicą?
Pojęciu
sztuki jako gry popędów - gry zastępczej wobec nakazów moralnych
popartych zakazami prawnymi - zdecydowanie przeciwstawiają się
egzystencjaliści, dla których człowiek jest bytem świadomym
siebie, skazanym na absolutną wolność i zmuszonym do dokonywania
wyborów czyli na mówienie „tak” lub „nie” w konkretnych
sytuacjach wymagających określonego zachowania. Tym samym
freudowskiemu pacjentowi został przeciwstawiony egzystencjalny
twórca, leczącemu się z nerwicy „artyście” - kreator siebie,
w sztuce odnajdujący sens istnienia.
Kiedyś
oglądając pejzaż Krzysztofa Gieniusza, spytałem go co znaczą
kolorowe kręgi na niebie nad Sokółką. Malarz, nie wahając się
ani chwilę, wskazał na swoją głowę i przezwyciężając chorobę,
która nie pozwala mu płynnie mówić wyznał, że „to tu jest”.
Daleki jestem od przecenienia intelektualnej sprawności autora, ale
też nie sposób zlekceważyć gestu malarza, który w ten sposób
mówi „to ja” czyli kreuje siebie, a nie wizję kosmicznego
najazdu. Malarz nie chciał mnie przekonywać, że do Sokółki
zbliżają się pojazdy z Kosmosu lecz jak umiał tak powiedział, że
on to wymyślił.
Trzeba
przy tym dodać, że pejzaż - pomijając kolorowe kręgi na niebie -
utrzymany jest w realistycznej stylistyce. Mimo uproszczeń
właściwych malarstwu dzieci, jest to jednak zapis małomiasteczkowej
rzeczywistości włącznie z jej mieszkańcami wrysowanymi w
architekturę Sokółki. Infantylność rysunku bierze się rzecz
jasna z możliwości autora ale Autor: Krzysztof Gieniusz plastyczna
dojrzałość obrazu powoduje, że można ją odczytywać jak
świadomy wybór autora, któremu instynkt podpowiedział taką, a
nie inną formę włącznie z wąskim paskiem błękitu u góry
kompozycji, który może znaczyć tylko jedno - tak mało tego nieba
nad Sokółką.
Domy,
ludzie i drzewa z sokólskiego pejzażu Gieniusza, sprowadzone są do
prostych znaków graficznych ale tej surowej, żeby nie powiedzieć
dziecinnie prostej przestrzeni, towarzyszy kolorystyka sprawiająca,
że przed jego obrazami widzowie zatrzymują się dłużej, a jurorzy
dorocznych przeglądów twórczości amatorskiej przyznają mu
nagrody. Gieniusz cierpi na zaburzenia mowy, ale być może na
zasadzie rekompensaty patrzy i widzi znakomicie. Widzi na pewno
więcej, a w każdym bądź razie tyle, że postrzega się go już
nie tylko w świeci ludzi z domu opieki społecznej jako zdolnego
kolorystę.
Geniusz
nie zna ani akademickich ani żadnych innych zasad „kładzenia
koloru”, nie ma też zapewne wiedzy o symbolice koloru, ale w jego
przypadku przysłowiowa „iskra boża” starcza za całą tę
wiedzę. Ona też sprawia, że jego obrazy są od początku do końca
zakomponowane kolorystycznie i jednobrzmiące niczym etiudy na temat
czerwieni, zieleni czy żółci.
Widzenie
świata poprzez kolor sprawia, że w pracach malarza z Sokółki,
świat przedstawiony traci swój realistyczny wizerunek na rzecz
ekspresyjnego koloru, a więc domy i drzewa stają się uproszczonymi
formami, które wypełnia kolor. Niektóre z „urbanistycznych”
wizji malarza bliższe są wręcz abstrakcji geometrycznej niż
malowaniu w stylu „Janka muzykanta” taka jest bowiem ich logika
koloru.
Niewiele
lub zgoła nic nie ma to wspólnego ze światem ludzi chorych
psychicznie malujących swój wewnętrzny pejzaż zaludniony formami
z wyobrażeń i zwidów. Wręcz przeciwnie, łatwo zauważyć, że
obrazy Gieniusza są odpowiedzią na konkretny i zobaczony przez
niego fragment rzeczywistości choćby obserwując jak zmienia się
jego paleta wraz ze zmianą pór roku. Po prostu jego pejzaże białe
zimą, zielenią się na wiosnę, a jesienią przybierają kolor
jesiennych drzew. Przekonywającym argumentem może też być tu
jedna z najnowszych prac Gieniusza - wizerunek Ukrzyżowanego,
zainspirowany zobaczonym w białowieskiej kapliczce krucyfiksem.
Dzięki
zapobiegliwości Celiny Łuckiewicz, która opiekuje się Gieniuszem,
można w sokólskim domu opieki zobaczyć jego szkice do obrazów.
Najpierw malarz rysuje „temat” i jest to jedyna w swoim rodzaju
siatka niczym pajęczyna szczelnie wypełniająca całą powierzchnię
obrazu. Wyraźnie ma to charakter celowej konstrukcji czy
rusztowania, na którym malarz „rozwiesza” później swoje
kolory. Już w rysunku wyznaczony zostaje rytm całej kompozycji,
która w ostatniej fazie tworzenia niczym witraż zapala się
kolorami. Ciekawe jest tu także, że malarz z niezwykłą
konsekwencją posługuje się kątem prostym i takąż linią w
przedstawianiu świata nieorganicznego na przykład architektury, a
dla ludzi, zwierząt i drzew ma zarezerwowaną wyłącznie linię
płynną. Czyż nie jest to tworzenie harmonijnego obrazu świata w
poszukiwaniu sensu istnienia, nawet jeśli malarz nie potrafi tego
tak nazwać?
Gieniusz
lubi czerwień, która kojarzy się z krwią, pożarem i
namiętnością, a jest przede wszystkim bardzo wyrazistym środkiem
plastycznego słownika. Poprzez czerwień malarz zdaje się mówić o
świecie, który jest zbudowany na walce o władzę i pieniądze, a
więc o świecie, który jest poza malarzem z Sokółki, co jednak
nie znaczy, że przestał go obchodzić. Jeszcze dalej w obrazach
Gieniusza zdaje się być do błękitu nieba - jakkolwiek by to niebo
malarz rozumiał. Sporo w tych pracach zieleni, która nieodłącznie
wiąże się z nadzieją jaką niesie zieleń wiosny, ale
najciekawsze mimo wszystko zdają się być w tym malarstwie różne
odcienie żółci, a zwłaszcza żółto świecące okna domów
Gieniusza. Tylko w świecie sztuki mogło się zdarzyć to, co zdarza
się na obrazach, malarza, który nie skończył nawet szkoły
podstawowej - okna świecą tu światłem domowego ogniska, ale jest
w tym świeceniu jakiś niepokój przywodzący na myśl żółć z
obrazów van Gogha.
Nie
da się zapomnieć, że malarz z Sokółki ponad trzydzieści lat
przeżył w samotności z piętnem psychicznie chorego podczas gdy
cała jego inność polega głównie na zaburzeniach mowy. Dopiero
teraz, zauważony a nawet doceniany jako malarz, próbuje rozmawiać
ale przede wszystkim kolorami. Maluje dużo, szybko i intensywnie
jakby chciał powiedzieć wszystko to, co się w nim nagromadziło
przez trzydzieści lat samotności.
Andrzej
Koziara
/Bez
uszczerbku dla obu, powiedzieć można, że i Nikifor, i Gieniusz
obdarowani zostali nieprzeciętnymi wręcz - gigantycznymi talentami
dawania radości przez kolor i formę, lecz dalej mało kto wie,
dlaczego to jest wartością?/