Realizm amerykański
Malarstwo smutne, samotne, zdominowane przez architekturę - budynki, wnętrza. Samotność podkreślają miejsca z obrazów - pokoje hotelowe, puste przedziały w pociągach, ponure kawiarnie, brak kontaktu wzrokowego między bohaterami.
Malarstwo smutne, samotne, zdominowane przez architekturę - budynki, wnętrza. Samotność podkreślają miejsca z obrazów - pokoje hotelowe, puste przedziały w pociągach, ponure kawiarnie, brak kontaktu wzrokowego między bohaterami.
Nocni włóczędzy
Malarstwo czasu wielkiego kryzysu. Uderzyło w najczulsze struny amerykanów a Hopper został doceniony w czasach tworzenia.
Najbardziej wymowny dla mnie jest jego Pokój hotelowy
Hopper żył długo, bo około 85 lat. Miał żonę, która go ponoć lubiła zdradzić, jednak mówiło się, że to zgodne i dobre małżeństwo. Że się kochają. Rozumieją. Czy to był "koszt" jaki ponosił Hopper w zamian za życie z ukochaną? Czy faktycznie "zgadzał się" na jej skoki w bok? Myślę, że wcale nie było tak różowo. No bo skądś musi wynikać temat jego obrazów. To głównie samotność, brak relacji między ludźmi, jakaś taka rezygnacja...może wcale nie był szczęśliwy. Tylko nie zapił się jak inni artyści?
A może było zupełnie odwrotnie. Może jemu pasowało życie bez konfliktów, bo był samotnikiem i tworzył całe życie tylko dla siebie...A może tworzył tylko na sprzedaż?
Zastanawiam się, bo wierzę w to, że życie artysty, jego doświadczenia i kondycja psychiczna ma odzwierciedlenie w jego sztuce. Jestem przeciwna tworzeniu dla celów komercyjnych, materialnych. Nie wierzę w taką sztukę.
Jeśli więc Hopper był artystą malarzem, którego obrazy są wynikiem przeżywanych przez niego emocji - również jego własnych, to myślę, że nie był zbyt szczęśliwym człowiekiem.
OKNO
Malarstwo czasu wielkiego kryzysu. Uderzyło w najczulsze struny amerykanów a Hopper został doceniony w czasach tworzenia.
Najbardziej wymowny dla mnie jest jego Pokój hotelowy
Hopper żył długo, bo około 85 lat. Miał żonę, która go ponoć lubiła zdradzić, jednak mówiło się, że to zgodne i dobre małżeństwo. Że się kochają. Rozumieją. Czy to był "koszt" jaki ponosił Hopper w zamian za życie z ukochaną? Czy faktycznie "zgadzał się" na jej skoki w bok? Myślę, że wcale nie było tak różowo. No bo skądś musi wynikać temat jego obrazów. To głównie samotność, brak relacji między ludźmi, jakaś taka rezygnacja...może wcale nie był szczęśliwy. Tylko nie zapił się jak inni artyści?
A może było zupełnie odwrotnie. Może jemu pasowało życie bez konfliktów, bo był samotnikiem i tworzył całe życie tylko dla siebie...A może tworzył tylko na sprzedaż?
Zastanawiam się, bo wierzę w to, że życie artysty, jego doświadczenia i kondycja psychiczna ma odzwierciedlenie w jego sztuce. Jestem przeciwna tworzeniu dla celów komercyjnych, materialnych. Nie wierzę w taką sztukę.
Jeśli więc Hopper był artystą malarzem, którego obrazy są wynikiem przeżywanych przez niego emocji - również jego własnych, to myślę, że nie był zbyt szczęśliwym człowiekiem.
OKNO
Ten obraz nosi tytuł "Excursion into philosophy". Strasznie zrezygnowany jest ten mężczyzna. Co tam leży na tym łóżku? To w ogóle jak nie łóżko jest! Takie kanciaste, równiutkie! Jak katafalk! I co to jest? Książka? A może to notes? Może zadzwonił już do wszystkich swoich znajomych i nikt mu nie pomoże, nikt nie chce go znać. A ta kobieta? Czy to prostytutka? On siedzi ubrany ale ona ma nagie ciało. Więc spali ze sobą ale on potem się ubrał. A może ubrał się i siedzi już tak całą noc. Mimo iż za oknem mamy piękny dzień to dla niego jest to najgorszy dzień w życiu. Ja widzę to tak, że on sobie teraz myśli Jak nic nie wymyślę, to skończę z tym. Rezygnacja, pustka, załamanie...a za oknem piękny dzień. Piękny?
Tutaj podobna scena
Jak ten facet tam leży?! Czy on nie żyje?? Czy on płacze w poduszkę?! A ona - zupełnie w innym świecie! Zupełnie z nim niezwiązana jakby. Ale on nagi leży! Musi być między nimi COŚ. Ale zero jakiegoś kontaktu, relacji - nie ma NIC. Ona jest gdzie indziej. Co tam się stało? I dookoła okna. I dzień. I zielono nawet tam...
Jakie znaczenie przypisywał Hopper swoim oknom? Czy one były jak wrota do innego świata? Lepszego? A może wrota do tego co ostateczne? A może to okna nadziei?
O ile jeszcze kobieta z pierwszego obrazu czeka na kogoś. Bo to oczywiste - jest ładnie ubrana, siedzi w jakimś holu hotelowym...no ale jest pusto. Jakoś nie widać żeby miała się doczekać...ja myślę, że nikt się nie zjawi. To nie będzie udany dzień. Za tym oknem nic nie czeka.
A kolejne kobiety? Jak patrzę na nie to czuję niepokój. Same, nagie, w obcych hotelowych pokojach. Też patrzą w okno. Z nadzieją? Żegnają się? Co stanie się zaraz?
Okno - za oknem ładny dzień. Symbol, który zdawałoby się tak pozytywnie i świeżo powinien być traktowany. Mówić jasno - zobacz, jest ślicznie. Nie trać nadziei!. Moim zdaniem Hopper poprzez jakieś mistrzowskie zniekształcenie, przez wyolbrzymienie tego symbolu, zupełnie zmienił jego znaczenie! Okna Hoppera to jak oczy czarnej dziury! Przerażają i nasuwają jedynie skojarzenia o ostateczności.
I jeden z moich ulubionych obrazów na koniec "Pokój w Nowym Jorku"
...Tak nam kiedyś było dobrze. Tak bardzo się kochaliśmy. Cóż mamy teraz? Cóż nam pozostało?...
Po ciężkim dniu w pracy on chce spokojnie poczytać gazetę ale ona nie przestaje plumkać w pianino. Jak jakaś natrętna osa. No bo zobacz, ona nie gra - ona plumka jednym palcem...znudzona, bo znowu ze sobą nie rozmawiają. Choć minął cały dzień. Nie mają sobie nic do powiedzenia. I teraz czekają aż w końcu wybije 19:30 i pójdą razem na wspólny obiad. Ona się tak ładnie ubrała. Może pójdą nawet do teatru? Tylko co z tego - skoro i tak nie porozmawiają. Między nimi już wszystko zgasło. Ona ma pretensje, że on się nią nie interesuje. On ma już dość jej natręctwa....zaglądamy przez okno - a tam samotność, odtrącenie, pustka, NIC...Czy właśnie to Hopper pokazuje przez swoje okna?