środa, 21 maja 2014

Nieustraszony Franz

KAFKA



POCHODZENIE I RODZINA

Kafka urodził się w Pradze należącej wówczas do monarchii austro-węgierskiej. Był synem Hermanna Kafki (1852-1931) i Julii Kafki, z domu Löwy (1856-1934). Pochodzący z prowincji ojciec prowadził sklep galanteryjny. Matka wywodziła z bogatej rodziny osiadłej w Podiebradzie. Obok dwóch braci, Georga i Heinricha, którzy zmarli niedługo po narodzinach, Franz Kafka miał jeszcze trzy siostry: Elli (1889-1941), Valli (1890-1942) i Ottlę (1892-1943).
Jego językiem ojczystym był niemiecki, którym w Pradze posługiwało się w tamtym okresie 10% ludności. Kafkowie byli Żydami, jednakże Franz Kafka, jak i zresztą pozostali członkowie rodziny, mówił i pisał prawie wyłącznie po niemiecku. Znał również bardzo dobrze język czeski, a języka hebrajskiego zaczął się uczyć dopiero pod koniec życia.

DZIECIŃSTWO I OKRES MŁODZIEŃCZY

W okresie od 1889 do 1893 roku Kafka uczęszczał do niemieckiej szkoły ludowej na Targu Mięsnym w Pradze. Dalej kształcił się w humanistycznym Altstädter Gymnasium (Gimnazjum Staromiejskim), gdzie językiem wykładowym był język niemiecki. Już w wieku młodzieńczym Kafka zajmował się literaturą (jego wczesne dzieła uznaje się za zaginione, prawdopodobnie sam je zniszczył) oraz ideami socjalizmu i darwinizmu. Pozostawał pod wpływem literackiego pisma Der Kunstwart. Jego przyjaciółmi z tamtego okresu czasu byli między innymi pochodzący z Warszawy żydowski aktor teatralny Rudolf Illowy, Hugo Bergmann (późniejszy rektor Uniwersytetu Jerozolimskiego), Ewald Felix Pribram i Oskar Pollak. Wakacje spędzał chętnie u swojego wuja Zygfryda będącego lekarzem wiejskim w Triesch.

STUDIA I PRACA

W sierpniu 1901 roku podjął studia na Niemieckim Uniwersytecie w Pradze. Po dwutygodniowej przygodzie z chemią Kafka postanowił studiować prawo. Pomimo to potrafił wygospodarować czas, by przez semestr uczęszczać na wykłady z historii kultury i germanistyki. W międzyczasie odbył kilka podróży i chwilowo zastanawiał się nad studiami germanistycznymi w Monachium. Porzucił jednak ten zamysł, kontynuując studia prawnicze w Pradze. W 1902 roku poznał swojego najlepszego przyjaciela, dobrze wówczas znanego w praskim środowisku literackim pisarza, Maxa Broda. W 1906 roku został wypromowany na doktora nauk prawnych, po czym odbył staż w sądzie ziemskim i karnym. Franz Kafka był wegetarianinem.
Od 1908 do 1922 roku Kafka pracował w Zakładzie Ubezpieczeń Robotników od Wypadków Królestwa Czeskiego w Pradze. W 1909 roku zostały wydane jego pierwsze szkice prozy w monachijskim czasopiśmie literackim Hyperion. Niebagatelną rolę odegrała w życiu Kafki jego przyjaciółka Milena Jeseńska, tłumaczka jego dzieł na język czeski, która stała się jego najbliższą powierniczką.

OSTATNIE LATA

W 1922 roku Kafka musiał zrezygnować z pracy ze względu na postępującą gruźlicę. W 1923 roku przeniósł się do Berlina, by móc zamieszkać z Dorą Diamant, Żydówką z Pabianic, oraz poświęcić się wyłącznie pisaniu. Kilka lat później, w sanatorium w Kierling koło Wiednia, w wieku 41 lat uległ swojej chorobie.

POWSTANIE I POPULARYZACJA

Jego pierwszy zbiór kawałków prozy został w 1913 wydany pt. Betrachtung. Wtedy też powstaje Palacz, który stał się później pierwszym rozdziałem niedokończonej powieści pt. Ameryka. Do popularyzacji dzieł Kafki w znacznej mierze przyczynił się najbliższy przyjaciel Max Brod. Pośmiertnie wydał on jedną ukończoną powieść (Proces) i dwie niedokończone (Zamek i Ameryka), pomimo że Kafka kazał mu spalić wszystkie teksty po swojej śmierci. Utworów Kafki nie należy interpretować jako krytyki nadmiernie rozbudowanej i niezrozumiałej w swoich decyzjach machiny biurokratycznej, która straciła rację bytu, słuszniej jest potraktować je jako szeroko pojęte i wieloaspektowe przesłania o wymiarze egzystencjalnym.
Trudno przyporządkować dzieła Kafki do któregoś z prądów literackich, chociaż część badaczy jest skłonna zaliczyć twórczość Kafki do nurtu ekspresjonistycznego, co jednak nie wszystkim badaczom literatury wydaje się trafne. Kafka wprowadził do literatury, w miejsce tradycyjnej opisowości, liczne niedomówienia, korzystał z niejasnych, parabolicznych obrazów, które miały wprowadzać w zakłopotanie aż po dzień dzisiejszy literaturoznawców i czytelników.
Kafka przedstawia w swoich dziełach najczęściej człowieka wyalienowanego, którego związki z innymi ludźmi uległy znacznemu zniszczeniu. Bohater Kafkowski walczy samotnie z niezrozumiałymi strukturami rządzącymi światem. Mimo buntu i starań nie jest w stanie zmienić swego położenia, a walka kończy się klęską. Uwikłania bohatera w grozę istnienia mają na tyle niejasną strukturę, że możliwa jest bardzo różna interpretacja symboliki i sekwencji wydarzeń jakim ten bohater jest poddany. Samotność jest innym z wielkich tematów kafkowskich - bohater walczy i przegrywa zawsze sam. Strach, koszmary, rozdwojenia jaźni i kompleksy to główne z niszczycielskich i symbolicznych elementów. Oddają one dobrze atmosferę dzieł, w których wyobcowani i samotni bohaterowie bezustannie poszukują - jak sądzimy - bezpieczeństwa i pewności, czego nigdy nie będzie im dane doświadczyć.
Wielcy o Kafce i Procesie
Tomasz Mann:

Kafka wykazuje umiejętność niewiarygodnie subtelnego, zróżnicowanego charakteryzowania tego, co boskie, operując nieskończoną ilością odcieni tragizmu i tragikomedii. To samo dotyczy przeciwieństwa zrządzeń boskich - ziemskich niepowodzeń. Brak odpowiedzi na wieczne pytanie o Dobro i Zło lub odpowiedzi nieograniczenie wieloznaczne, przy czym na dnie duszy niezmiennie tli się nadzieja na odnalezienie tej jedynej właściwej drogi; cała niemożność ludzkiego bytu oraz ledwie prześwitujące przez nasz nieład przeczucie wyższego porządku sfer - świetne wyrażenie! - szczegółowość, rzetelność, komiczna powaga i dokładność, ironiczna pedanteria”.

Jean – Paul Sartre:

O Kafce powiedziano już wszystko: że chciał opisać biurokrację, postęp swojej choroby, sytuację Żydów wschodnioeuropejskich, poszukiwanie niedostępnej transcendencji, świat łaski, gdy jej brak. Zgadza się to wszystko, ale ja myślę, że chciał opisać bycie człowiekiem. Czuliśmy jednak szczególnie, że podczas tego ciągle odbywającego się Procesu, który kończy się nagle i niedobrze i którego sędziowie są nieznani, że w tych daremnych wysiłkach oskarżonych, by poznać punkty oskarżenia, że w tej wolno konstytuującej się obronie, która obraca się przeciwko obrońcy, stając się zarzutem, że w tej absurdalnej rzeczywistości, którą bohaterowie przeżywają z gorliwością i do której klucze znajdują się gdzie indziej, zrozumieliśmy tą historię i rozpoznaliśmy siebie samych w niej. Znajdowaliśmy się daleko od Flauberta i Mauriaca: tam był przynajmniej jakiś nigdy dotąd niespotykany sposób przedstawiania wystrychniętych na dudka, podminowanych, drobnych, wymyślnie w przeciętny sposób przeżytych losów i niedającej się zredukować istoty zjawisk oraz umożliwienie przeczucia, że poza nimi znajduje się inna prawda, która na zawsze pozostanie dla nas niedostępna. Kafkę nie imituje się, nie pisze się go na nowo: za pośrednictwem jego książek trzeba było dodać sobie cennej otuchy i poszukać gdzie indziej”.


Wielcy o Kafce i Procesie
Tomasz Mann:

Kafka wykazuje umiejętność niewiarygodnie subtelnego, zróżnicowanego charakteryzowania tego, co boskie, operując nieskończoną ilością odcieni tragizmu i tragikomedii. To samo dotyczy przeciwieństwa zrządzeń boskich - ziemskich niepowodzeń. Brak odpowiedzi na wieczne pytanie o Dobro i Zło lub odpowiedzi nieograniczenie wieloznaczne, przy czym na dnie duszy niezmiennie tli się nadzieja na odnalezienie tej jedynej właściwej drogi; cała niemożność ludzkiego bytu oraz ledwie prześwitujące przez nasz nieład przeczucie wyższego porządku sfer - świetne wyrażenie! - szczegółowość, rzetelność, komiczna powaga i dokładność, ironiczna pedanteria”.

Jean – Paul Sartre:

O Kafce powiedziano już wszystko: że chciał opisać biurokrację, postęp swojej choroby, sytuację Żydów wschodnioeuropejskich, poszukiwanie niedostępnej transcendencji, świat łaski, gdy jej brak. Zgadza się to wszystko, ale ja myślę, że chciał opisać bycie człowiekiem. Czuliśmy jednak szczególnie, że podczas tego ciągle odbywającego się Procesu, który kończy się nagle i niedobrze i którego sędziowie są nieznani, że w tych daremnych wysiłkach oskarżonych, by poznać punkty oskarżenia, że w tej wolno konstytuującej się obronie, która obraca się przeciwko obrońcy, stając się zarzutem, że w tej absurdalnej rzeczywistości, którą bohaterowie przeżywają z gorliwością i do której klucze znajdują się gdzie indziej, zrozumieliśmy tą historię i rozpoznaliśmy siebie samych w niej. Znajdowaliśmy się daleko od Flauberta i Mauriaca: tam był przynajmniej jakiś nigdy dotąd niespotykany sposób przedstawiania wystrychniętych na dudka, podminowanych, drobnych, wymyślnie w przeciętny sposób przeżytych losów i niedającej się zredukować istoty zjawisk oraz umożliwienie przeczucia, że poza nimi znajduje się inna prawda, która na zawsze pozostanie dla nas niedostępna. Kafkę nie imituje się, nie pisze się go na nowo: za pośrednictwem jego książek trzeba było dodać sobie cennej otuchy i poszukać gdzie indziej”.

Albert Camus:

Świat Kafki jest w rzeczywistości niedefiniowalnym uniwersum, w którym człowiek oddaje się wyczerpującemu luksusowi wędkowania w wannie, chociaż wie, że nie przyniesie to żadnego rezultatu”.„Tajemnica Kafki tkwi w jego fundamentalnej dwuznaczności. Nieprzerwana równowaga pomiędzy zwyczajnym a nadzwyczajnym, indywiduum a ogółem, absurdalnością i logiką jest charakterystyczna dla wszystkich jego dzieł i nadaje mu rozgłosu oraz znaczenia”.

Jego niesamowitym werdyktem jest ten przewrotny świat, w którym nawet krety mają jeszcze nadzieję”.

Słowo nadzieja nie brzmi tu dziwacznie. Im bardziej tragiczny jest los opisany przez Kafkę, tym nadzieja nieustępliwsza i bardziej wyzywająca. Im bardziej absurdalny jest Proces, tym «skok» w Zamku bardziej wzruszający i nieuprawniony. Odnajdujemy tu w stanie czystym paradoks myśli egzystencjalnej, tak jak go wyraża na przykład Kierkegaard: «Trzeba ugodzić śmiertelnie ziemską nadzieję, tylko wtedy można uratować siebie nadzieją prawdziwą», co można wyłożyć: Trzeba napisać Proces, aby móc napisać Zamek”.

Elias Canetti:

Kafka od samego początku stanął po stronie upokorzonych. Wielu uczyniło to samo, a po to, by coś osiągnąć, łączyli się z innymi. Poczucie siły, jakie czerpali z takiego zespolenia, wnet im odbierało ostre doświadczenie upokorzenia, którego końca nie widać, które z każdym dniem i z każdą godziną rozciąga się coraz dalej. Kafka każde z takich doświadczeń zachowywał oddzielone od podobnych doświadczeń własnych, a także od doświadczeń innych ludzi. Nie było mu dane uwolnić się od nich przez partycypację i komunikację; strzegł ich z jakąś zatwardziałością, jak gdyby były jego najcenniejszym dobrem. Tę zatwardziałość chciałoby się nazwać jego swoistym talentem. Ludzie o jego wrażliwości zdarzają się może nie tak rzadko; rzadszy jest wysoki stopień zwolnienia wszelkich przeciwreakcji, który u niego występuje tak wyraźnie i dobitnie. Kafka często skarży się na swoją złą pamięć, ale w rzeczywistości nic się dla niego nie zaciera. Precyzję jego pamięci zdradza sposób, w jaki koryguje i uzupełnia niedokładne wspomnienia Felicji z dawniejszych lat. Inna rzecz, że nie zawsze może swobodnie dysponować swoją pamięcią. Nie pozwala mu na to jego zatwardziałość, on nie umie, jak inni pisarze, nieodpowiedzialnie igrać swoimi wspomnieniami. Ta zatwardziałość podlega swoim własnym, surowym prawom, można by powiedzieć, że mu pomaga w gospodarowaniu jego siłami obronnymi. Jej to zawdzięcza, że może nie wykonywać rozkazów natychmiast, a mimo to odczuwać ich żądło tak, jakby je wykonywał, i posłużyć się nim dopiero później jako bodźcem do tym silniejszego oporu. A gdy w końcu jednak im ulega, nie są to już te same rozkazy, bo on w międzyczasie już je wyrwał z ich powiązania czasowego, rozważył od różnych stron, przez refleksję osłabił i w ten sposób odebrał im ich charakter niebezpieczny”.

Hans – Georg Gadamer:

Kto przynajmniej raz przeczytał Proces, ten ciągle ma przed oczyma opisywaną tam sytuację podstawową. Jest to mrożąca krew w żyłach książka, bo dzieją się tam jak w żadnym innym arcydziele literatury światowej w najbardziej zwykły sposób najbardziej niezwykłe rzeczy”.

Podczas czytania Kafki znajdujemy się na pograniczu przerażenia i śmiechu”.

Gustaw Herling-Grudziński:

Boskie jest w nas tylko to: siła Nadziei, którą wyraża nawet - a może tym gwałtowniej - siła rozpaczy. Pisząc o niezniszczalnym, twardym jądrze w człowieku, Kafka miał na myśli Nadzieję, choć brakowało mu odwagi, by nazwać ją po imieniu”.

Stanisław Lem:

Badany strukturalnie na werystyczną poprawność Proces Kafki jest uszkodzony zwłaszcza w obrębie więzi międzysytuacyjnych (wewnątrz sytuacji ludzie zachowują się werystycznie, tj. mniej więcej tak - podszeptuje intuicja - jak by się zachowywali w podobnym położeniu jako stanie rzeczy; ale sposób, jakim jedne sytuacje warunkują i motywują drugie werystyczny nie jest). Lecz uszkodzenie to, podlegając kluczowi operacyjnemu na planie sensów całościowych, samo posiada sens, albowiem dzięki jego urzeczywistnieniu utwór nabiera alegorycznej wymowy; uszkodzenia, które semantycznie tworzą system znaczący, nie są tedy naprawdę zniszczeniami informacji, szumem, lecz, właśnie na odwrót, one są elementami sygnalizacyjnej aparatury osobnego urzędu”.

Czesław Miłosz:

Warunkiem silnej sztuki jest, jak powiedziałem, związek z rzeczywistością, czego nie należy jednak interpretować na sposób dziewiętnastowieczny. Wiemy, że sztuka pisanego słowa również tam, gdzie zdaje się uciekać od mimesis, okazuje swoją trwałość jako mimesis, choćby nie od razu to było widoczne. Za przykład może tutaj służyć dzieło Franciszka Kafki, dzieło zadziwiające, bo cechy Państwa-Lewiatana zostały w nim określone wcześniej, niż uzyskały kształt materialny. Pojawienie się Kafki jest równoczesne z historyczną mutacją, która wymyka się naszym określeniom, choć filozofowie i socjologowie podsuwają nam mnóstwo terminów. Jakiekolwiek było tło obsesji i schorzeń Kafki, który potwierdza sobą diagnozę Manna, była w nim ogromna wola, żeby pozostać wiernym rzeczywistości. Ale zarazem całe jego dzieło mówi, że nastał koniec tzw. realistycznego opisu, dlatego że aby był możliwy, musi być jednostka opisująca, poruszająca się, jak rzekłem, po swojej orbicie. Kafka, tak jak jego bohater, nie może działać, jest działany, i znajduje się we władzy sił, których najistotniejszymi cechami są wszechmoc i beztwarzowość. Opisywać da się to tylko, co ma dotykalne kształty, natomiast zupełnie inna taktyka jest wskazana, kiedy spotykamy się ze smokiem, który albo jest niewidzialny, albo, jeżeli ukazuje się, to za każdym razem w innej postaci. I Kafka taką inną taktykę stosuje, zastępując opis ludzi i zdarzeń przypowieścią i metaforą. 
  
____________


MASŁOWSKI: 

Ekscesy kafkologii. 

O nowym wydaniu listów Franza Kafki

Reiner Stach, poczytny biograf Kafki, zapytany niedawno w wywiadzie, czy zna już autora „Procesu” lepiej od własnych przyjaciół, odpowiada ze śmiechem: „Chociaż znam moich przyjaciół bardzo dobrze, nie mogę dowiedzieć się o nich tyle, co o Kafce. Nie czytam na przykład dzienników i listów miłosnych moich przyjaciół, co robię w przypadku Kafki”.

Przy lekturze omawianej tu książki narzuca się pytanie o należny pietyzm. Nie chodzi o zwykłą wydawniczą staranność, przynajmniej nie w pierwszej kolejności. Chodzi o szacunek i o sumienne wypełnienie obowiązku względem osób nam bliskich albo tych, które szczególnie czcimy. Nie wypada przecież czytać cudzych listów (nie robi się tego przyjaciołom!). Czy naprawdę wystarczy, że autor, adresaci i osoby wymieniane w tej korespondencji dawno już nie żyją? Zmarli nie mogą się bronić. Jeśli naruszamy ich intymność, robimy z ich miłości i cierpienia obiekt naukowych studiów, to muszą to usprawiedliwiać racje istotne i jasno wyeksplikowane.


Voyeuryzm cierpienia

Jeśli metodyczna archeologia biografii pisarza ma służyć zrozumieniu jego twórczości, to jest to uzasadnienie słabe. Marna byłaby to literatura, gdyby rzeczywiście wymagała takiego klucza. Dzieło Kafki z całą pewnością takiego klucza nie potrzebuje. Czy jego „Przemiana” staje się jakoś bardziej zrozumiała, gdy czytelnik pozna bliżej emocjonalną atmosferę panującą w domu rodzinnym autora? Więc może osoba Franza Kafki jest interesująca sama w sobie, niezależnie od jego dzieła, które jest tutaj tylko pretekstem? Kafkolodzy! Kim jest dla was Franz Kafka? Jeśli nie przyjacielem, to kim? Obiektem kultu, prorokiem nowej wyobraźni? A może psychologicznym kuriozum, interesującym dziwolągiem, budzącym grozę portentum wieszczącym zagładę swojego własnego świata? Celebrytą? Dlaczego polujecie na każde, najbłahsze nawet słowo, które wyszło spod jego pióra, na każdy najtrywialniejszy dokument jego nieszczęśliwej egzystencji? Nie można nie dostrzegać czysto merkantylnej strony kafkomanii. Autor „Zamku” jest rozpoznawalną i dobrze sprzedającą się marką. Dla Pragi stał się tym, czym Mozart jest dla Salzburga i Wiednia.

Nie ma wątpliwości, że sam Kafka nigdy nie zgodziłby się na publikację swojej korespondencji, pewnie nawet nie przyszło mu to do głowy. Zbyt był surowy dla swojej twórczości literackiej, nawet tej, którą za życia opublikował. Przed śmiercią prosił swojego najbliższego przyjaciela Maxa Broda, by zniszczył jego niepublikowane utwory, w tym „Proces” i „Zamek”. Na półtora roku przed śmiercią Kafka tak rozporządzał w notatce skierowanej do Maxa Broda: „Ze wszystkiego, co napisałem, znaczenie mają tylko te książki: „Wyrok”, „Palacz”, „Przemiana”, „Kolonia karna”, „Lekarz wiejski” i opowiadanie „Głodomór”. (Kilka egzemplarzy tomu „Betrachtung” niech sobie zostanie, nie chcę nikogo fatygować wysyłaniem ich na przemiał, ale nie wolno niczego z tego tomu drukować ponownie.) Kiedy mówię, że tych pięć książek i opowiadanie mają znaczenie, to nie chcę przez to powiedzieć, że życzę sobie, żeby były wznawiane i przekazane przyszłym czasom, przeciwnie, gdyby zupełnie przepadły, odpowiadałoby to najściślej mojemu życzeniu. Nikomu jednak nie zabraniam, skoro już są, zachować ich, jeśli ktoś ma na to ochotę.”

Cóż, cały Kafka, neurotyczny, niezdecydowany, skłonny do przesady. Ale czy to wystarczy, by nad wolą pisarza przechodzić do porządku dziennego? Rozumiemy  Broda, który sprzeniewierzył się woli zmarłego przyjaciela. Był on w stanie trzeźwiej od autora ocenić wartość powierzonej mu spuścizny i zdecydował się opublikować utwory Kafki pozostawione w rękopisach. Brod okazał się jednak niezbyt starannym i zapobiegliwym kustoszem papierów swojego przyjaciela. W 1945 roku podarował wszystkie manuskrypty i listy Kafki, jakie były w jego posiadaniu, swojej sekretarce, Ilse Ester Hoffe, która sprzedała większość z nich w latach osiemdziesiątych za trzy i pół miliona marek niemieckich. Nie miał zatem Kafka tyle szczęścia, co na przykład Samuel Beckett, którego roztropni spadkobiercy skrupulatnie strzegą do dziś granicy między dziełem literackim a prywatnymi papierami autora „Końcówki”, blokując m.in. pełną publikację jego wczesnych „German Diaries”.


Gadatliwość i neuroza

Opublikowane właśnie po raz pierwszy po polsku wybrane listy pisarza do rodziny i przyjaciół to książka szczególna i każdy, kto do niej zajrzy, zrozumie wyrażone wyżej wątpliwości. Między twardymi okładkami tego tomu kryje się prawdziwa udręka i prawdziwe umieranie. Nie ma tam kreacji, jest żywy człowiek. Bo jest to epistolografia szczególna. Kafka był człowiekiem zupełnie niezdolnym do samotności. Nie umiał stać na własnych nogach, potrzebował nieustannego emocjonalnego wsparcia w postaci kontaktu z najbliższymi sobie osobami. Stąd ta jego nieprawdopodobna epistolarna gadatliwość. Najwięcej listów pisał w ostatnich latach swojego życia, które ze względu na postępującą gruźlicę spędził przeważnie na wsi i w sanatoriach. Pisze wtedy nawet po kilka listów dziennie. Do jego najważniejszych korespondentów należeli przede wszystkim jego młodsza siostra Ottla, najbliżsi przyjaciele z lat studiów, Max Brod i Felix Weltsch, i wreszcie kobiety, które kochał, Felice Bauer i Milena Jesenská.
Pisanie listów (może pisanie w ogóle) było dla Kafki przede wszystkim terapią. Jego korespondenci musieli być tego świadomi, w przeciwnym razie nie znieśliby przecież ciągle tych samych i niekończących się narzekań na bezsenność, na niewygodę i niedoskonałości kolejnych letnisk i sanatoriów (Kafka musiał być istnym koszmarem dla obsługi),  przede wszystkim na wszelkiego rodzaju hałasy: odgłosy domowych i dzikich zwierząt, bawiących się dzieci, pracujących gdzieś rzemieślników, maszyn rolniczych, wreszcie na niezliczone dolegliwości cielesne, bóle głowy, roztroje żołądka, objawy postępującej gruźlicy. Neuroza czyniła z życia Kafki nieustanną udrękę. W całej serii listów do różnych adresatów donosi na przykład o pladze myszy, która dotknęła jego mieszkanie na wsi. Kafka boi się i brzydzi myszy, ale brzydzi się też kota, który ma myszy przepłoszyć. Gdy przyjaciel poleci mu pułapkę, po jakimś czasie narzeka na jej nieskuteczność i pisze zgryźliwie: „to raczej budzik niż pułapka”. Adresaci listów Kafki musieli być ludźmi anielskiej wyrozumiałości i cierpliwości. Może, znając go osobiście, wiedzieli tę osobowość pełniej, we wszystkich jej wymiarach, ukrytych dla postronnego czytelnika, dla którego listy te są nie do wytrzymania.
Jest też w listach Kafki skrajny egocentryzm. Nieustannie i z bezwzględną szczerością pisarz przeprowadza w listach głębokie autoanalizy, dokonuje bezkompromisowych rozliczeń swojego dotychczasowego „nieprzeżytego” życia. Wszystko to w tonie głębokiej melancholii. Humor listów Kafki jest ciemny, cierpki, zatruty. „W trzy tygodnie przytyłem dwa i pół kilograma, stałem się więc znacznie trudniejszy do odtransportowania”.  Nie ma w tej korespondencji niemal odniesień do bieżącej polityki, co czyni z niej materiał niemal bezwartościowy dla historyków. Mowa jest niemal wyłącznie o lekturach Kafki o twórczości jego i jego przyjaciół, o wydarzeniach kulturalnych Pragi i Niemiec. (...)


__________

FRANZ KAFKA. KOSZMAR ROZUMU

 

 To ostatnie zdjęcie, na którym uwieczniono Franza Kafkę. Miał wtedy czterdzieści lat, zmarł w następnym roku. Jego poważne, skupione spojrzenie może onieśmielać, podobnie jak otaczajacy go nimb autora wybitnego, nie dla każdego, ale Ernst Pawel skupił się w swojej książce nie na pisarzu, ale na człowieku - przebił się przez te wszystkie warstwy ubrań noszonych przed stu laty przez ludzi uchodzących za przyzwoitych i nie zatrzymał się nawet na Kafkowych czyrakach.

Nie pominął zupełnie jego twórczości, ale biografia to nie miejsce na dogłębne analizy literackie, zwłaszcza gdy związek między życiem autora i jego utworami jest dla wszystkich poza nim samym tak trudno uchwytny i nieoczywisty, jak w tym przypadku. Zresztą mnie Kafka wydaje się o wiele bardziej interesujący niż jego twórczość, przynajmniej po części go rozumiem, czego np. o “Zamku” nie mogę powiedzieć.

Sam Kafka bardzo ułatwił Pawelowi zadanie, bo najwyraźniej lubił (i/lub musiał) pisać o sobie. Zachowała się część jego dzienników i wiele listów. Pawel korzystał również ze wspomnień innych osób, zwłaszcza Maksa Broda - przyjaciela Kafki i jego pierwszego biografa.


Praca Pawela zawiera wszystkie typowe dla porządnie napisanych biografii informacje. Autor szczegółowo omawia koligacje rodzinne Franza Kafki, jego relacje z rodzicami i rodzeństwem, lata edukacji, przyjaźnie, romanse i związki oraz pokonywanie kolejnych szczebli kariery. Udało mu się również w bardzo interesujący sposób pokazać pisarza na tle epoki. Kafka urodził się jeszcze w dziewiętnastym wieku, przeżył I wojnę światową i upadek Austro-Węgier, załapał się też na wielką inflację w Niemczech. Największy wpływ miała na niego jednak sytuacja społeczna i polityczna w Pradze, w której mieszkał prawie całe swoje życie.

Był synem żydowskiego kupca działającego w stolicy Czech, które były wówczas częścią monarchii austro-węgierskiej rządzonej przez niemiecką dynastię. Czesi krzywo patrzyli na Niemców, Niemcy na Czechów, jedni i drudzy - na Żydów, natomiast Żydzi byli podzieleni, wielu wybierało syjonizm, niektórzy emigrację.
Herrmann Kafka nazwał swojego pierworodnego na cześć cesarza Franciszka Józefa, a kiedy w 1917 roku Niemcy zaczęli przegrywać wojnę, zrezygnował z drugiego "r" w swoim imieniu, żeby wydało się mniej germańskie prawdopodobnym słowiańskim zwycięzcom. Nie wpoił Franzowi przywiązania do religii ani jakiejkolwiek narodowości, bo sam utożsamiał się tylko z ludźmi o podobnym statusie majątkowym.

Franz Kafka mówił po czesku i po niemiecku, edukację odebrał w tym drugim języku i w nim też tworzył. Zazdrościł Ostjuden, którzy - zwłaszcza podczas wojny - przybywali do Pragi, religijności i osadzenia w tradycji. Sam uważał się za Żyda, ale zachodnioeuropejskiego, który nigdzie nie jest u siebie i nawet język musi zapożyczać od innych narodów. Już jako dorosły człowiek zaczął się uczyć hebrajskiego, bo zamierzał osiąść w jakimś kibucu w Palestynie albo (to już pod koniec życia) otworzyć małą restaurację w Jerozolimie czy Tel Awiwie, w której Dora Diamant byłaby kucharką, chociaż nie umiała gotować, a on pracowałby jako kelner, mimo że od lat chorował na gruźlicę, musiał nawet zrezygnować z pracy i przejść na rentę.


À propos pracy. Nie, nie utrzymywał się ze swojej twórczości. Literatura bardzo rzadko jest intratnym zajęciem, zwłaszcza jeśli napisanie powieści zajmuje autorowi kilka lat. Kafka był, proszę sobie wyobrazić, urzędnikiem, nie takim znowu nieważnym trybikiem w biurokratycznej machinie, której istnienie i działanie - jak to się interpretuje - tak obrazowo i krytycznie przedstawiał w swoich najbardziej znanych utworach. Po skończeniu prawa przez wiele lat pracował w Zakładzie Ubezpieczeń Robotników od Wypadków Królestwa Czeskiego w Pradze, gdzie jego kompetencje i zaangażowanie nagradzano kolejnymi awansami i podwyżkami. Co więcej - początkowo praca interesowała go naprawdę i był dumny ze swojego udziału w sukcesach Zakładu. Z czasem znienawidził to zajęcie, bo wysysało z niego siły, które mógłby spożytkować na pisanie.

To ono utrzymywało go przy życiu, nadawało jego egzystencji sens, cel, może ją usprawiedliwiało. Nigdy nie był do końca zadowolony z tego, co stworzył, wiele swoich utworów zniszczył, wielu nie ukończył, chyba wszystkie wielokrotnie poprawiał. Nie mógłby sobie na to pozwolić, gdyby nie przyzwoita, comiesięczna pensja, ale raczej nie doceniał tego aspektu biurowej męki. Mógł pisać tak, jak chciał, i wtedy, kiedy chciał. Potrzebował do tego ciszy, świętego spokoju i natchnienia. W jego sytuacji rodzinnej i zawodowej trudno było o te dwa pierwsze katalizatory twórczości; na trzeci nie miał wpływu. W efekcie zdarzały się długie, klilku- lub kilkunastomiesięczne okresy, w których nie pisał wcale, nawet nie prowadził dziennika. 15 grudnia 1910 roku informował w liście Maksa Broda:

Samo jądro mego nieszczęścia nadal istnieje: nie mogę pisać. Nie udało mi się stworzyć jednej linijki, którą chciałbym zapamiętać, wręcz przeciwnie - wyrzuciłem wszystko, co napisałem od powrotu z Paryża, a nie było tego dużo. Całe moje ciało ostrzega mnie przed każdym słowem, a każde słowo najpierw rozgląda się na wszystkie strony zanim pozwoli się zapisać. Zdania dosłownie rozsypują się w proch w moich rękach, a ja, widząc ich wnętrze, natychmiast muszę przestać pisać. [str. 273]
W innym liście (Pawel nie informuje, kto był adresatem) z 7 października 1914 roku Kafka stwierdził:

Piszę inaczej niż mówię, mówię inaczej niż myślę, myślę inaczej niż powinienem i tak dalej do najgłębszej ciemności. [str. 349]
Stan nieobcy nikomu, kto próbował ująć w słowa myśli i uczucia, rzadko jednak spotyka się autorów, którzy są najbardziej wymagającymi krytykami swojej twórczości i otwarcie się do tego przyznają. Franz Kafka analizował siebie i swoje postępki z precyzją chirurga, któremu babranie się we wnętrznościach sprawia nawet pewną sadystyczną satysfakcję, ale ten jego chłodny racjonalizm bywał od czasu do czasu zakłócany przez strach, marzenia, złudzenia.

Niewiele mnie z Kafką łączy, ale wśród tych drobnostek jest właśnie to rozchwianie: od głębokiego pesymizmu po nieśmiałą nadzieję, od chłodnego sceptycyzmu po zawstydzające mnie samą przeczucie, że na wyciągnięcie ręki czai się coś... coś więcej. Dlatego ze zrozumieniem czytałam o tym, jak chodził na wykłady i konsultacje do różnej maści szarlatanów, w których obietnice właściwie nie wierzył, ale przecież nie zaszkodzi sprawdzić, bo a nuż; jak uważał swój stan fizyczny za zbyt zły, żeby zawrzeć związek małżeński czy pełnić obowiązki wydawcy, ale wystarczający, żeby walczyć na frontach I wojny światowej; jak się zaręczał, choć nade wszystko cenił sobie samotność.

Kafka był typem człowieka, który nie umie żyć bez problemów, a im są one poważniejsze, im bardziej go przygniatają, tym on mniej musi - uwalniały go od konieczności podejmowania wielu decyzji czy dokonywania wyborów. I tak na przykład gruźlicę - chorobę bardzo poważną, ale w jego sferze często uleczalną - powitał z ulgą i wykorzystał jako pretekst, żeby zerwać zaręczyny i ostatecznie pozbawić swoją rodzinę co poniektórych złudzeń co do swojej osoby.
(...)




wtorek, 20 maja 2014

Jan Vermeer




 
Urodził się 31 października 1632 roku z ojca Reijniera Janssona i matki Digny Baltens w Delft. O pierwszych dwudziestu latach artysty nie wiadomo zbyt wiele. Prawdopodobnie Jan pomagał ojcu w prowadzeniu gospody, która była miejscem aukcji i handlu obrazami. Kiedy 12 października 1652 roku umarł Reijnier Jansson, Jan przejął zajęcie po ojcu.

 



W 1653 roku podjął dwie poważne decyzje: postanawił zostać malarzem i poślubić Catharinę Bolones. Ale ciężko wyżywić rodzinę z malarstwa, a do tego działalność ta byłaby w konflikcie z handlem sztuką. Małżeństwu natomiast przeciwna była matka Cathariny - Maria Tins, która od przeszło 10 lat żyła w separacji z mężem Reijnierem Bolones. Nie pomogło nawet to, że kapitan Bartholomaeus Helling i malarz Leonard Bromer wstawiali się za narzeczonymi. Dlatego Vermeer i Catharina wzięli ślub potajemnie 20 kwietnia 1653 roku.

Trudno jest stwierdzić jakiego Vermeer był wyznania. Religią narodową, która umacniała jedność karju, był w Holandii kalwinizm, z drugiej strony Holendrzy uważani byli za niezwykle tolerancyjnych. Wielce prawdopodobne, że Vermeer i jego rodzina byli kalwinistami, a żona Catharina Bolones katoliczką. Można również założyć, że Jan przyjął później katolicyzm, żeby się przypodobać teściowej, tak czy inaczej przeprowadził się do katolickiej dzielnicy Delft, w pobliżu Oude Kerk.

Po przejściu wczesnej fazy malarstwa wielkofigurowego zwraca się Vermeer ku odtwarzaniu wnętrz, który to motyw przenosi go do historii jako najbardziej poetyckiego malarza. Szybko stał się on jednym z najważnieszych twórców na rynku sztuki w XVII wieku. Nikt nie jest w stanie oprzeć się urokowi pięknie skomponowanych scen - nigdy nie dzieje się nic szczególnego, za to ukazane jest życie codzienne z całym jego pietyzmem. Obrazy nie pokazują osób sławnych, ludzie pozostają anonimowi, w pewnym sensie bez historii, a ich przeżycia są bardzo zwyczajne. Ale właśnie dlatego, że obrazy są pozaczasowe, ogólnoludzkie, poruszają nas one szczególnie mocno. Wśród malarzy holenderskich w XVII wieku nie istnieje nikt, kto z takim kunsztem odnajdywałby drogę do świata kobiet. 





Większa część jego dzieł pokazuje domowe wnętrza z jedną albo dwiema kobietami. Na obrazach panuje spokój. Tylko niekiedy słyszymy skrobanie pióra o papier listowy...
uderzony akord na klawikordzie... arpeggio na gitarze, bądź odgłos wylewanego mleka z dzbanka...



 



Najczęściej jednak ciszę przełamuje jedynie przypadkowe spojrzenie, uśmiech, bądź ciche westchnienie. Z wielką ostrożnością wkracza Vermeer do królestwa kobiet, choć przez cały czas jest nimi otoczony - matka, teściowa, żona, siostra, córki, jednk żadnej z nich nie można zidentyfikować na obrazach, nie mają imion, nie zdradzają swoich historii.

Z niewielu dokumentów, które mówią coś o Vermeerze, można wywnioskować, że w 1664 roku znalazł się na liście straży obywatelskiej w Delft. Miał wtedy 32 lata i raczej nie podlegał powołaniu. Być może miało to związek z grożącą wojną z Anglią, która faktycznie wybuchła w 1665. Jednkże na początku członkostwo w straży obywatelskiej nie obligowało do służby wojskowej. W czasach pokoju i dobrobytu gospodarczego ograniczało się do paru obchodów po mieście, organizacji pochodów i świąt ku czci ważnych wydarzeń z przeszłości republiki, co często z resztą przekształcało się w pijatykę. Najczęściej była to jednak służba porządkowa.

Całe życie spędził w Delft. Nie wiemy, czy życiem tym wstrząsnęły jakieś trudne lub niesamowite wydarzenia. Z dokumentów wynika jedynie, że wiele było w rodzinie chrztów, ale i pogrzebów. Pewne jest, że miał 15 dzieci, ale czwórka zmarła już w pierwszym roku życia. W domu mieszkały również Geertruijt - jego siostra, Digna - matka i Maria Tins - teściowa. Jan zostawił po swej przedwczesnej śmierci jedenaścioro sierot, a tylko jedno dziecko było pełnoletnie. W niektórych kobietach z jego obrazów doszukiwano się wizerunku jego żony, na przykład w "Dziewczynie w czerwonym kapeluszu", ale niestety nie posiadamy udokumentowanego wizerunku żadnego z członków rodziny. Nie wiemy również, jak wyglądał sam Vermeer, bo w przeciwieństwie do Rembrandta, wyraźnie oddzielał życie domowe od artystycznego.

Badania odrzuciły wcześniejsze założenie, że Vermeer był samotny i nieznany. Można nawet dowieść, że posiadał kontakty z ludźmi z wyżyn społecznych, w szczególności był w dobrych stosunkach z wpływowym Constantijnem Huygensem (1596-1687). Jako sekretarz namiestnika miał on znaczny wpływ na życie kulturalne Holandii. Bardzo prawdopodobne, że to z jego inicjatywy odwiedził Vermeera w 1663 roku francuski dyplomata Balthasar de Moconys. On wysyłał również wiele razy do Vermeera przyjaciela swojej rodziny, bogatego mieszczanina haskiego, Pietera Tending van Berckhaut. Według pamiętnika Berckhauta, był on u malarza w czerwcu 1669 roku i określił go jako 'excellent' i 'celebre'. Jak widać Vermeer był ceniony w kręgu intelektualistów, którzy obracali się wokół Huygensa.

Od roku 1669 pozycja społeczna Vermeera znacznie się poprawiła. Obracał się on w kręgu uczonych i intelektualistów, którzy kształtowali opinię publiczną. W 1670 Gildia Łukasza wybrała go po raz drugi na dwa lata na dziekana. Po śmierci matki i siostry Gertuijty odziedziczył skromną sumę i zdecydował zamknąć gospodę "Mechelen", żeby poświęcić się wyłącznie malarstwu, które było dotychczas poszkodowane przez prowadzenie gospody i handel obrazami. W 1672 został powołany na dwór w Hadze jako ekspert sztuki, żeby sprawdzić kilka dzieł mistrzów włoskich. Stwierdził jednak, że obrazy są małowartościowe. Gdy dobiegał czterdziestki, umacniał swoją pozycję i zdobył coraz większe uznanie u bogatego mieszczaństwa i warstwy wykształconej. Jednak spore wydatki związane z nowym statusem okazały się później problematyczne. Vermeer pozostawił po swej śmierci spore długi, dlatego nieszczęśliwa wdowa musiała liczyć się z postępowaniami sądowymi.


Na dwór w Hadze został powołany 23 maja 1672 roku, parę miesięcy przed swymi czterdziestymi urodzinami, przez Johanna Moritza von Nassau. Zaszczyt spotkał również innego, dzisiaj prawie nieznanego malarza, Johannesa Jordaensa. Oczywiście Vermeer został potraktowany jak ekspert, znający się na sztuce zagranicznej. Dwanaście obrazów, które sprawdzał wraz z Jordaensem, było uważanych za wybitne dzieła sztuki. Obydwaj szybko rozpoznali w nich tandetę, co zostało potwierdzone przez notariusza.



 

W ostatnich latach życia pozycja finansowa Vermeera nie jest najlepsza. Wynajem gospody, będącej własnością rodziny, nie jest zbyt intratny, dlatego z pewną regularnością można zobaczyć nazwisko Vermeera, w związku z pożyczkami długoterminowymi, na aktach notarialnych. Z drugiej strony pożyczki były w XVII wieku w Holandii bardzo popularną formą zdobywania środków finansowych. Wprawdzie Jan zdobył szerokie uznanie - w pismach o sztuce i relacjach podróżników wymieniany jest z licznymi pochwałami - to jednak maluje bardzo mało, a jeśli już, to dużym nakładem czasu. Nie ma on mecenasów, nie oddaje swych dzieł również handlarzom sztuki, a do tego świadomie żąda wysokich cen za obrazy. W ostatnim roku życia stan finansów malarza był już fatalny. 20 czerwca 1673 pojechał do Amsterdamu, żeby podjąć nie mały kredyt w wysokości 1000 guldenów. Mimo trudności znajdował siły, żeby dalej tworzyć. Powstał wtedy m.in. obraz "Sztuka malarska". Vermeer umarł 13 grudnia 1673 roku i został pochowany w Delft w Oude Kerk. O przyczynie śmierci nie wiadomo nic. O rok starsza Catharina Bolones została wdową, a jej sytuacja finansowa była nie do zniesienia. 27 stycznie, półtorej miesiąca po śmierci męża, sprzedała dwa jego ostatnie obrazy, żeby pokryć spory dług 617 guldenów, czego żądał piekarz Hendrick van Buijten. 10 lutego w spektakularnej transakcji handlarz sztuką - Jan Coelenbier zdobył 26 obrazów za śmieszną sumę 500 guldenów, żeby pokryć długi, które miał u niego Vermeer. Catharinie pozostał po mężu jedynie obraz "Sztuka malarska"

Oparte na książce z serii DUMONT "Berühmte Maler auf einen Blick - Jan Vermeer"


 
Napotkałam go na swojej drodze wiele lat temu. 
Szczególnie zachwyciły mnie te jego obrazy


Uliczka


Kobieta z perłami


Grająca na gitarze

 
 

















Uliczka zachwyciła mnie tym że artysta powiedział wszystko, pokazując tak niewiele, ot po prostu - dom. Ale sposób położenia farb, światłocienie, wierność naturze w swoistym schropowaceniu faktury fasady... A coś, co nowocześnie nazwać by można kobiecym serialem, zachwyca właśnie światłocieniami. I nie męczy to że maniera artysty jest rzutowanie światła od góry z lewej, po przekątnej by niczym w snopie łagodnego reflektora znalazła się postać najważniejsza - kobieta. Vermeer jest w tym niedościgniony: klimaty wnętrz i postaci tchną nieśmiertelnością przeszłej historii ale u niego, czas stoi w miejscu nie słychać szumu piasku w klepsydrach. Wart oglądania


http://bloxerka.blox.pl/2009/01/To-ja-bylem-Vermeerem.html

Bałwochwalca Bruno Schulz



BRUNO SCHULZ


 Pisarz, malarz, rysownik, grafik. Urodzony 12 lipca 1892 w Drohobyczu, zamordowany 19 listopada 1942 tamże.



Bruno Schulz; Autoportret

Urodził się w Drohobyczu, niewielkim miasteczku na zachodniej Ukrainie, położonym niedaleko Lwowa. Tam spędził prawie całe swoje życie. Niechętnie z Drohobycza wyjeżdżał. Jeśli opuszczał rodzinne miasto, czynił to sporadycznie i na krótko. Uważał je za centrum świata, był jego pilnym obserwatorem i okazał się doskonałym "kronikarzem". Jego twórczość zarówno literacka, jak plastyczna przesycona jest drohobyckimi realiami. Na kartach opowiadań można spotkać opisy głównych ulic i charakterystycznych budowli miasteczka, a także wizerunki jego mieszkańców.


SKLEPY CYNAMONOWE


Dorobek artystyczny Schulza jest stosunkowo skromny ilościowo, ale niezwykle bogaty jakościowo - jeśli chodzi o poruszaną problematykę. Składają się nań dwa tomy opowiadań - "Sklepy cynamonowe" oraz "Sanatorium pod Klepsydrą", a także kilka utworów niewłączonych przez pisarza do pierwodruków wspomnianych zbiorów. Do tego należy dodać niezwykle interesujący zespół listów, wydany w tzw. "Księdze listów", jak również "szkice krytyczne" (głównie recenzje utworów literackich, publikowane na łamach prasy), dopiero niedawno zebrane w odrębnym tomie. To właśnie z Schulza - nadawcy listów do przyjaciół i znajomych narodził się Schulz - pisarz. Zasadniczą rolę w tym przeistoczeniu skromnego nauczyciela prac ręcznych w artystę odegrała Zofia Nałkowska, z którą Schulz był zaprzyjaźniony (odwiedzał ją często w Warszawie). Aby znaleźć pełniejszą ekspresję dla swojej wizji świata, a zarazem wyobraźni, autor wzbogacił narrację, opisy, wprowadził bohaterów, zastosował barwniejszy język, pełen anachronizmów, regionalizmów, metafor, co sprawia, że czyta się tę wielowątkową, wielowarstwową prozę z rosnącym zaciekawieniem. Ogólnoświatową fascynację dorobkiem literackim Schulza potwierdza narastająca ilość przekładów, komentarzy i opracowań literaturoznawczych, a także utworów beletrystycznych, w których sam autor "Sklepów cynamonowych" występuje jako bohater literacki (por. np. krótką powieść amerykańskiej pisarki, Cynthii Ozick, pt. "Mesjasz ze Sztokholmu"). Do miłośników jego prozy należeli między innymi: Bohumil Hrabal, Danilo Kiš, John Updike.

Głównym bohaterem opowiadań jest Józef - porte parole samego autora; obok niego obecny jest stary Jakub - ojciec głównego bohatera, odpowiednik rzeczywistego ojca pisarza. Jakub jest postacią niezwykle malowniczą - bajarz, demiurg, stwórca świata opanowanego przez materię, ma cudowne właściwości przepoczwarzania się w różne istoty. Czasami wydaje się demiurgiem, wystarczy jednak, że pojawi się obok niego młoda kobieta, a zapomina o swojej cudotwórczej mocy, ulegając jej powabom. Tak mężczyzna, który u Schulza jest uosobieniem władz umysłowych, poddaje się urokowi kobiety, którą pisarz utożsamia z materią, tym, co rzeczowe, praktyczne, a nie poetyckie i artystyczne. W ten sposób rodzi się również erotyczna więź między przedstawicielami przeciwnych płci. Ostatecznie kobieta staje się zwykle u Schulza metaforą apokaliptycznej wizji świata; wizji, w której świat jest zdominowany przez pragmatyzm, a nie przez sztukę. Ta, jedna z możliwych, perspektywa interpretacyjna nie uwzględnia, oczywiście, innych odczytań Schulzowskiej prozy (np. w duchu psychoanalizy, Kabały, postmodernizmu czy - ostatnio – feminizmu).



TWÓRCZOŚĆ PLASTYCZNA


Zanim jednak autor zajął się literaturą, uprawiał z powodzeniem twórczość plastyczną (był samoukiem; studiów politechnicznych, które podejmował we Lwowie i w Wiedniu, nie ukończył). Rzadko stosowaną techniką graficzną cliché verre wykonał między innymi serię rycin o tematyce sadomasochistycznej "Xięga Bałwochwalcza" (około 1920). Prace ze wspomnianej teki jako pierwszy wysoko ocenił Stanisław Ignacy Witkiewicz, zaliczając autora do grona "demonologów". Ukazują one najczęściej - w sposób groteskowy - kobiety panujące nad mężczyznami, którzy godzą się na swoją rolę istot podrzędnych, adorują kobiety na wszelkie możliwe sposoby, a w ostateczności wznoszą ołtarze na ich cześć. Kobiecy sadyzm powiązany jest tutaj z męskim masochizmem.

Schulz opracował także rysunkowe ilustracje do pierwszej edycji "Ferdydurke" (1938) Witolda Gombrowicza (był jednym z pierwszych admiratorów powieści) i swoich opowiadań z tomu "Sanatorium pod Klepsydrą". Pozostawił również kilkaset innych prac rysunkowych o rozmaitym przeznaczeniu i charakterze (w części są to ołówkowe studia i szkice do rycin bądź prace związane z wątkami obecnymi w prozie; największy zbiór - ponad trzysta obiektów - posiada Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie).





.



poniedziałek, 19 maja 2014

RZECZ O LESZKU DŁUGOSZU


czyli

Na rynku usiąść w Kazimierzu...”



Leszek Marek Długosz, urodzony 18 czerwca 1941 w Zaklikowie.
Pianista, kompozytor, pieśniarz, aktor, literat.
Jeden z największych polskich bardów.

___________

DZIEŃ W KOLORZE ŚLIWKOWYM

Po czerni jeżyny
Po liściu kaliny
- Jesień, jesień już
Po ciszy na stawie
Po krzyku żurawi
- Jesień, jesień już
Po astrach, po ostach
To widać, to proste że
- Jesień, jesień już
I po tym że wcześniej
Noc ciągnie ze zmierzchem
- Jesień, jesień już

Ach, ten dzień w kolorze śliwkowym!
- Berberysu i głogu ma smak...
Stawia drzewom pieczątki
- Żeby było w porządku
Że już pora
Że trzeba iść spać...
A my tak - po kieliszku, po troszeczku
Popijamy calutki ten dzień
- Próbujemy nalewki
Z dzikiej róży, z porzeczki
Żeby sprawdzić - czy zima
To wypić się da?...
- To się w głowie nie mieści
Że tak szumi szeleści
Tak bliziutko, o krok, prawie tuż
Głębokimi rzekami, pachnącymi szuwarami
Idzie jesień
I prosto w nasz próg...
- Ale co tam! przecież taka jesień złota
Nie jest zła!
- Ale co tam! Przecież taka jesień złota
Niechaj trwa...

Po pustym już polu
Po pełnej stodole
- Jesień, jesień już
Strachowi na wróble
Już nad czym sie trudzić?
- Jesień, jesień już
I po tym że w górze
Wiatr wróży kałuże, tak
- Jesień, jesień już
I po tym że przecież
Jak zwykle, po lecie
- Jesień, jesień już

Ach, ten dzień w kolorze śliwkowym!
- Berberysu i głogu ma smak...
Stawia drzewom pieczątki
- Żeby było w porządku
Że już pora
Że trzeba iść spać...
A my tak - po kieliszku, po troszeczku
Popijamy calutki ten dzień
- Próbujemy nalewki
Z dzikiej róży, z porzeczki
Żeby sprawdzić - czy zima
To wypić się da?...
- To się w głowie nie mieści
Że tak szumi szeleści
Tak bliziutko, o krok, prawie tuż
Głębokimi rzekami, pachnącymi szuwarami
Idzie jesień
I prosto w nasz próg...
- Ale co tam! przecież taka jesień złota
Nie jest zła!
- Ale co tam! Przecież taka jesień złota
Niechaj trwa...

___________________

Do żadnej partii nigdy nie należałem, nawet jako jedyny w klasie nie byłem w ZMP, nie wiem, jak mi się to udało. Do PiS też nie wstąpiłem, ale kiedy mnie poproszono, bym kandydował, to uznałem, że powinienem wesprzeć tę ideę, nawet będąc sceptyczny wobec ludzi, którzy tam są. Bo tamta strona wydawała mi się jeszcze gorsza.
Na wejściu w politykę niczego nie zyskałem, wręcz przeciwnie, straciłem i doskonale wiedziałem, co mnie czeka. Przecież wiem, gdzie i wśród kogo żyję. No i mam, co chciałem: zostałem wycięty, wyrzucono mnie z radia, nie znajdzie mnie pan w telewizji, na moje występy nikt nie dostanie dotacji, ale wziąłem to 
w rachubę
Po przegranych wyborach, 
1 listopada 2007 r., jak zwykle, zbierałem pieniądze do puszki na ratowanie Cmentarza Rakowickiego. Ale oprócz tych, którzy wrzucali, byli i tacy, którzy pluli pod nogi i zapowiadali 
z wściekłością, że po tym, co zrobiłem, nie dadzą mi ani grosza.”
Moim tworzywem jest zestaw ludzkich niepokojów, różnie wyrażających się w poszczególnych epokach i cywilizacjach. Są to rzeczy uniwersalne i ahistoryczne, znacznie mniej się starzejące. Piosenki, które śpiewałem dwadzieścia lat temu, doskonale się sprawdzają i dzisiaj. Czas ich nie obnażył - nie ma w nich doraźności, aluzyjności.”
Leszek Długosz


Leszek Długosz; Rynna Poetycka,  Kraków,  ulica Gołębia 3
_____________


Kazimierz 1; rysunek Jerzego Gnatowskiego

Mam przed sobą zbiór wspaniałych wierszy pod tytułem „Na rynku usiąść w Kazimierzu...” pióra Leszka Długosza. Książkę ilustrują niewiarygodnie chwytające za serce grafiki autorstwa Jerzego Gnatowskiego zmarłego w 2012 roku.



W Kazimierzu od Fary
Dźwięczą dźwięki gitary
Ach ta Vivaldiego drobnica
Płynie nawą wysoko
Złotych nutek ławica
Małe Concerto barocco

Tak, poezja Leszka Długosza... Poezja? Nie tylko poezja. A ten głos, ten Jego głos rozpoznawalny natychmiast, niepowtarzalny jak... coś niepowtarzalnego? Dzisiaj ani Wawel ani Lajkonik, ani nawet hejnał z Wieży nie są dla mnie symbolami Krakowa. Jest nim Leszek Długosz. Tak samo, jak ongi Ewa Demarczyk, na której bodaj pięciu koncertach w gdańskim Teatrze Wybrzeże we wczesnych latach 70-tych, pięć razy siedziałem zahipnotyzowany. 
Kraków, jedyne w Polsce miasto w którym czuję się jak w rodzinnym Gdańsku. Nie, nie tylko dla gotyku i zapachu starożytności Czcigodnego Miasta. Dla tych zaczarowanych klimatów ducha poezji, szczególnie śpiewanej, której nie masz nigdzie indziej w naszym ponurym od zapiekłych konfliktów kraju...
  Jak Rzym na Forum Romanum, Kraków oparty jest na unikalności swoich artystów. I nie mają się co spierać między sobą Warszawa, Wrocław i Lublin w kwestii, czy mogą konkurować z Krakowem w „temacie” poezji śpiewanej. Nie, nie mogą. Nigdy nie było tam arcydzieł ludzkich na miarę Ewy Demarczyk czy Marka Grechuty. I nie ma Leszka Długosza. 


„Na rynku usiąść w Kazimierzu...” Usiądźcie sobie gdziekolwiek i posłuchajcie płyty, która do książeczki jest dołączona. Usiądźcie, posłuchajcie i poczytajcie pamiętając, że za kilkanaście lat po dzisiejszych politykach nie będzie śladu a strofy poezji Leszka Długosza pozostaną na zawsze...

Kazimierz 2; rysunek Jerzego Gnatowskiego

Zostałem wycięty, wyrzucono mnie z radia, nie znajdzie mnie pan w telewizji, na moje występy nikt nie dostanie dotacji”.

Czyli dokładnie, jak za najlepszych czasów rozpasanego komunistycznego Peerelu... A więc za tak wolną Polskę zginęli Ci, którym przy murze Stoczni Gdańskiej zafundowano  pomniczek z napisem  „Oddali życie, abyś ty mógł żyć godnie” ? Cóż, pogański to kraj, pogańskie w nim obyczaje...

Mnie nic a nic nie obchodzą polityczne przekonania Leszka Długosza. Ja mam odwrotnie. Więc nie obchodzą mnie Jego przekonania polityczne ani Jego poglądy na wycinanie lasów deszczowych czy ochronę nutrii. Mnie obchodzi Jego twórczość. Bowiem o wielkości artysty świadczy jego twórczość, nie przekonania. O wielkości artysty i miasta, w którym żyje i tworzy.  A czym jest Kraków bez ducha poezji Leszka Długosza? Miastem rozkosznie pijanych Angoli...
Poparafrazuję sobie nieco

Więc wołam: czyż nikt nie pamięta,
Że Długosz to druh jest nasz szczery?!
Kochajcie Długosza! Kochajcie, Krakusy!
KOCHAJCIE DO JASNEJ CHOLERY!

Sławomir Majewski


________

DYSKOGRAFIA
LP 1980 - "Leszek Długosz" - wyd. Muza
LP 1985 - "Leszek Długosz" - wyd. Muza
LP 1986 - "La poussiére de l'été" - wyd. Muza
LP 1988 - "Leszek Długosz" - wyd. Muza
CD 1993 - "The Best of.." - wyd. Polskie Nagrania
CD 1995 - "Leszek Długosz" - wyd. Quazar
CD 1998 - "W Czarnolesie" - wyd. Quazar
CD 2001 - "Także i ty - Złota kolekcja"
CD 2003 - "Dusza na ramieniu" - wyd. WL (wraz z tomikiem poezji)
TOMIKI POETYCKIE I ZBIORY POEZJI
Lekcje rytmiki 1973
Na własną rękę 1976
Lekkie popołudnie 1989
Gościnne pokoje Muzyki 1992
Z tego co jest 1996
Poezje Warszawa 2001 ISBN 83-7163-313-0
Dusza na ramieniu: Wiersze i piosenki 2002
Podróżne 2008